Praca w lasach podmoskiewskich



           
We wrzeœniu 1944 r. nastšpiła radykalna zmiana naszego statusu. Zostaliœmy potraktowani jako jednostka robocza. Skierowano nas do pracy przy wyrębie lasów podmoskiewskich. Moskwa potrzebowała znacznej iloœci drewna na opał. W pierwszej fazie z Kaługi wyjechała podstawowa częœć naszej jednostki. W koszarach pozostali czasowo niezdolni do pracy oraz różni specjaliœci niezbędni do utrzymania jednostki. 10 wrzeœnia  po ogólnej zbiórce i wystšpieniu na rozkaz tzw. „fachowców” kilkunastu branż, których skierowano z powrotem do koszar, reszta odmaszerowała na stację kolejowš. Do wagonów ładowano się plutonami, po około 45 osób. Po kilku dniach podróży, w czasie której wydawano suchy prowiant, dowieziono nas do lasów podmoskiewskich. Tu wysadzono nas przy linii kolejowej, w niezago-spodarowanym obszarze leœnym, rozmieszczajšc w niedużej odległoœci od siebie: I batalion na  27 kilometrze, III batalion na 32 km, IV batalion         na 39 km i II batalion na 47 km. Obrazuje to poniższa mapka:

Większoœć wysłanych do lasu żołnierzy podzielono na pary, wydajšc każdej ręcznš piłę i siekierę. Wczeœniej wydzielono drużyny gospodarcze, kucharzy i innych nie przewidzianych do wyrębu lasu. Według zapewnień dowódców praca w lesie miała trwać 6 tygodni, a faktycznie trwała                do połowy grudnia 1945 r. Polecono budowę szałasów. Przez cały ten okres nie dostarczono ani koców, ani sienników. Spać trzeba było w tym, w czym chodziło się i pracowało. Ubrania były zmieniane dwa razy  w roku: jesieniš –  na zimowe i wiosnš  – na letnie. Dzienna  norma wyrębu lasu wynosiła           od 8 do 12  m3 drewna, w zależnoœci od batalionu i rodzaju lasu. Aby zarobić  na dodatkowš porcję chleba, tzw. „depe”, trzeba było przekroczyć normę          o 10%, ale gdy większoœć jš osišgała, podwyższano normę pracy. Kiedy temperatura spadła poniżej zera i œnieg już leżał na stałe, a sypiano wcišż           w szałasach mieszczšcych po około 150 ludzi (wymiar szałasu 40 x 7 m) – sytuacja stała się nie do zniesienia. W grudniu 1944 r. pozwolono  na budowę ziemianek.  Drewno na budowę trzeba było przynosić z lasu na plecach. Ludzie byli kompletnie wyczerpani, w dzień wykonywali pracę w lesie,           a nocš budowali ziemianki. Tylko nieliczni zostali z tego powodu zwolnieni            z pracy w lesie. Do ziemianek wprowadzono się w drugiej połowie grudnia 1944 r. W wigilię – 24 grudnia 1944 r. – dowieziono z Kaługi następnš grupę żołnierzy.

Bardzo ucišżliwe stały się częste pobudki w nocy do ładowania wagonów. Praca ponad siły, przy głodowych racjach wyżywienia, doprowadzała do takiego wycieńczenia organizmów, że nawet sowieccy lekarze dawali zwolnienia lekarskie. Cišgła inwigilacja, znikanie ludzi wzywanych po nocy do politruka, kłamliwe obietnice rychłego powrotu         domu – wszystko to stwarzało przygnębiajšcš atmosferę. Na skutek wyczerpania tak fizycznego jak i psychicznego zdarzały się nie tylko naturalne wypadki przy pracy, ale nawet  saomookaleczenia.

We wszystkich relacjach ten okres oceniany jest jako najtrudniejszy. Dotkliwy chłód surowej zimy rosyjskiej, ciężka praca, a przede wszystkim głodowe racje żywnoœciowe – były powodem stopniowego pogarszania się fizycznej i psychicznej kondycji naszych chłopców.

 

                   Z y g m u n t     Z i e l o n k o


Z listu  z dnia 19 wrzeœnia 1996 r.:

            Po rozbrojeniu żołnierzy 4 Brygady „Narocz” (d-ca „Ronin”), znalazłem się w Miednikach. Z Miednik do stacji kol. Kiena, gdzie nas załadowano do wagonów, no i podróż do Kaługi, przez Smoleńsk. Do Kaługi przyjechaliœmy w nocy. Rano zaskoczyła nas orkiestra wojskowa, grajšca krakowiaka. Przez 3 tygodnie ćwiczono nas jako żołnierzy Armii Czerwonej, z przeznaczeniem na front. Po odmowie złożenia sowieckiej przysięgi wywieziono nas do lasów pod Moskwš do wyrębu drzew. Była to bardzo ciężka praca. Po paru tygodniach byłem już tak wykończony, że nie chciało mi się żyć. Trafiła się okazja obierania ziemniaków w kuchni, wysłano mnie po wodę do rzeczki, około 100 m. Zrobiłem przerębel w lodzie, nabrałem wody do wiader,  a potem sam wskoczyłem do lodowatej wody. Po powrocie do kuchni byłem tak przemarznięty, że mój płaszcz łamał się. Do rana grzałem się przy ognisku, po skończonym dyżurze udałem się do lekarza, byłem cały spuchnięty. Lekarz skierował mnie do „sanczasti”, było nas takich chorych około 80. Skierowano nas do Kaługi na komisję, niektórych zwolniono jako niezdolnych do służby, ja trafiłem do szpitala wojskowego, gdzie przeleżałem równe 100 dni.

             Wiosnš, po wyjœciu ze szpitala, jako „niestrajawoj” (nieliniowy) zostałem przydzielony do kompanii PRP, nad samš rzekš Okš.                        W tej kompanii było nas mniej więcej 50. Stan był płynny, bo jedni wyjeżdżali                                            w „kamandirowku” (oddelegowania), inni wracali. Wysyłano nas                 do różnych prac: rozładowywaliœmy drewno do fabryki zapałek, dowoziliœmy kopalniaki do kopalni węgla, byłem też w pomocniczym gospodarstwie pułkowym przy zbiorach ogórków i zielonych pomidorów, które kładliœmy       do beczek. Trafiłem też do silosów do kiszenia kapusty, ale w końcu zabrano nas do koszar do Kaługi, gdzie przydzielono mnie do 8 roty, w skład której wchodził cały zbiór niedobitków. Właœnie w czasie prac porzšdkowych               na terenie pułku zrobił nam poniższe zdjęcie  pułkowy fotograf – żydek. Niestety  już nie pamiętam uwidocznionych tam kolegów, poza naszym „sierżantem” Kopczukiem, Ukraińcem, który służył w niemieckim  TOD,         a potem był w ruskiej partyzantce, skšd trafił do Kaługi jako młodszy podoficer.


Grupa żołnierzy, którzy pozostali w Kałudze. M.in. obsługiwali pułkowe
gospodarstwo rolne. Od lewej (stoi) Zygmunt Zielonko.
Zdjęcie wykonał 
w Kałudze pułkowy fotograf, Żydek.

 

 

Ta sama grupa. Z prawej strony (stoi) „sierżant” Ukrainiec Kopczuk

 

 

I roboczy batalion – wieœ Malejcha – 27 km

 

         Był ulokowany w lasach podmoskiewskich, w rejonie Korobowskim, na 27 kilometrze, przy linii kolejowej, wzdłuż której bataliony naszego pułku zajmowały się wycinkš drzew.  W odróżnieniu od innych batalionów nie był on ogrodzony, nie było żadnej bramy ani posterunków wartowniczych,            ze wszystkich stron był wolny dostęp. Rozmieszczenie poszczególnych ziemianek i ich przeznaczenie przedstawił na schematycznym szkicu Henryk  Sawala, żołnierz tego batalionu.

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Szkic rozmieszczenia ziemianek sporzšdzony przez Henryka Sawalę po roku 1980                        (był zamieszczony w jego  wspomnieniach, których los jest dzisiaj nieznany)

           

         Na schemacie zaznaczono miejsce pierwotnego obozu (18), gdzie                       w poczštkowym okresie biwakowano na ziemi, a następnie w prymitywnych szałasach z gałęzi. Wzniesione ziemianki  były uszeregowane w dwóch głównych rzędach, z wejœciami naprzeciw siebie. Jeden rzšd stanowiły pomieszczenia poszczególnych rot (kompanii). Drugi szereg miał kilka ziemianek żołnierskich, reszta w zależnoœci od przeznaczenia była odpowiednio mniejsza (areszt – „gaubtwachta”, oficerska, dowódcy batalionu „kombata”, lazaret itp.). Kuchnia miała wyjštkowo innš budowę, znaczna jej częœć górowała nad powierzchniš ziemi, zbudowana z solidnych bierwion, miała kilka okien, odpowiednio obudowane kotły. Jadalnia składała się z kilku długich stołów z ławkami, była pod „gołym niebem”. Nieco dalej rozmieszczono       łaŸnię o charakterze sauny, z charakterystycznymi ogrzewanymi kamieniami, które – polane wodš – wytwarzały goršcš parę. Nie stosowano natrysków (mieliœmy je w pułkowej łaŸni w Kałudze). Obok była tzw. „prażyłka”, gdzie zabiegowi odwszawiania odzieży poddawano delikwentów, kierowanych tutaj przez instruktora sanitarnego.

Ziemianka żołnierska posiadała zbiorowe, dwupoziomowe prycze,                 na których spało po około 50 żołnierzy, prycze były „gołe”, niczym nie pokryte. Za posłanie służyła odzież: buszłat (watowana kurtka), spodnie             i bluza. W ziemiance znajdowało się małe obudowane pomieszczenie             dla  d-cy plutonu – jego funkcję pełnił sowiecki „sierżant”. Ziemianka miała jedno małe okno, pod nim stał jeden stolik, służšcy wszystkim jej mieszkańcom. Był jeszcze mały składzik  na narzędzia pracy i żelazny piecyk, odgrywajšcy zimš szczególnie ważnš rolę. Gdyby nie tysišce pluskiew, gnieżdżšcych się            we wszystkich zakamarkach drewnianej obudowy ziemianek, pobyt w nich może byłby i znoœny.


 

 

Grupa żołnierzy I batalionu roboczego. Zdjęcie wykonano po 8 maja 1945 r.

Na furażerkach widoczne sš blaszane gwiazdki z puszek po „swinnoj tuszonce”.                Od lewej klęczš: Skorwid (poeta), N.N., Stanisław Makarewicz (z-ca  dowódcy plutonu), Dziedziewicz (były polski policjant) oraz Kostanowski; siedzš: Radziwinowicz (przezywany „ambasadore”, po tym jak nielegalnie udał się do polskiej  Ambasady             w Moskwie z interwencjš w sprawie naszego wyjazdu), Dolata („dniewalny” naszej ziemianki), Kondratowicz („prawa ręka” Makarewicza), N.N. oraz Janusz Hrybacz (jeden z najmłodszych  w plutonie).

 

 

Częœć plutonu przy posiłku. Na stole

widoczne miski i wiaderko z zupš                  z blachy  po konserwach („made in USA”).

 

 

mjr Stanisław Makarewicz, oficer dywersji z 7 Brygady „Wilhelma”.      Po wojnie pracownik oœwiaty  i służby rolnej woj. koszalińskiego. Zmarł 2.08.1986 r. w Koszalinie  w wieku 82 lat.

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

Malejcha. Częœć plutonu z I batalionu.

Od lewej rzšd górny: Jan Szydłowski, Józef Bunieszewicz, Andrzej Danilewicz, Stochik, Bolesław Jaszczur, Wejksznia, Albin Aletwimowicz; rzšd œrodkowy: Józef Maciulewicz,  Franciszek Truchlewski,  Danilewicz, Dordzik,  Jergilewicz  i  Buszkowski;   rzšd dolny: Józef Matyjaszkojć,  Rodziewicz, Mieczysław Brajlecki, Korzeniowski, d-ca plutonu sierżant Konstanty Czernalewski

 

 

 


St. Makarewicz z młodzieżš naszego plutonu.  

Od lewej (siedzš): Nosko, Makarewicz i Malewski; klęczš:  Sawala, Witkowski,  Kondratowicz („pomkomwzwod”)

 

 

           

 

             Henryk  Sawala  – ur. 4.12.1925 r. we  Wronkach,

                                            zm. ok. 1990 r. w  Międzychodzie

 

 

Henryk Sawala jako członek Zwišzku Walki Zbrojnej w okresie studiów na Wydziale Spożywczo-Przemysłowym  WSE, ŁódŸ, 1949 r.

 
Żołnierz 3 Brygady „Szczerbca”, pseudonim „Poniatowski”. W lesie, w I batalionie, byliœmy             w jednym plutonie, był moim sšsiadem na pryczy.    Do Kaługi trafił razem ze swoim ojcem Stanisławem, który ze względu na wiek spełniał jakšœ funkcję gospodarczš. Heniek był uzdolniony artystycznie. Wykonywał z blachy aluminiowej różne drobne pamištki: ryngrafy, papieroœnice, pudełka na tytoń itp. Po powrocie do kraju i ukończeniu studiów wyższych  na Wydziale Spożywczo-Przemysłowym Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Łodzi pracował  w Międzychodzie jako nauczyciel œrednich szkół zawodowych. Był  aktywnym działaczem – poczštkowo ZBoWiD-u, a póŸniej w Œwiatowym

Zwišzku Żołnierzy AK. Napisał obszerne wspomnienia z okresu walk partyzanckich i póŸniejszego pobytu w Rosji. Niestety, po jego œmierci praca ta zaginęła. Ocalały niektóre fotografie i starannie sporzšdzone szkice obozu  I batalionu i ziemianki mieszkalnej, wykorzystane w tej pracy.       

 

 
 

 


                                                                          

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

               Henryk Sawala jako żołnierz                       H.Sawala i Witkowski  często tworzyli              

             I batalionu (Malejcha, 1945 r.)                         parę na tzw. „piłce” (wyręb drzew)                   

 

 

 

 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 

 

Stanisław Sawala w czapce pożyczonej od fotografa            Henryk i Stanisław Sawalowie. Rys. T.Ginko

                 

 

 

 

 

 

 

 


          

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                                                                                   

Ryngraf i papieroœnica wykonane przez Henryka Sawalę dla ojca

 

 

 

          Stanisław  Matyjaszkojć – ur. 1.04.1923 r., Trokiele, gm. Soły,

                                                  pow. Oszmiana, żołnierz 2 kompanii

                                                 10  Brygady „Gustawa”, ps. „Kwiat”

 

         Rozbrojony wraz z oddziałem w Puszczy Rudnickiej 18 lipca 44 r., osadzony w Miednikach. W czasie rewizji, przed opuszczeniem Miednik, udało mu się ukryć ręczny zegarek. Jako datę wyjazdu z Kieny  podaje 28.07.44 r. Liczba ludzi w wagonie: około 50. W czasie marszu  do wagonów jego kolega Stanisław Macutkiewicz z 10 Brygady  „Gustawa” został zastrzelony przez konwojenta przy próbie ucieczki. Do Kaługi jego transport dotarł w sierpniu. Został ulokowany  w starych koszarach, tzw. czerwonych        i przydzielony do I batalionu.  W batalionie było 6 kompanii (rot), w rocie  były trzy plutony. Po odmowie przysięgi został zatrudniony do noszenia cegieł  z miasta do koszar.

         Do pracy w lesie wyjechał we wrzeœniu 1944 r., trafił do I roboczego batalionu, na 27 kilometrze, koło wsi Malejcha. Pamięta kilka ucieczek,             ale nie przypomina sobie, czy były udane.

         Pod koniec grudnia 1945 r. wyjechał do Kirowa, a stšd do Białej Podlaski, gdzie Urzšd Bezpieczeństwa wydał mu zaœwiadczenie                             o zwolnieniu.

 


                                  

 

                    Przed wywiezieniem do Rosji                           Po powrocie z zesłania



 

 

Aleksander Sperski  –  ur. 1.04.1916 r. w miejsc. Miszkrynia, woj. wileńskie,

          zm.15.06.1994 r. w Olsztynie,

 
          żołnierz siatki konspiracyjnej w Marianowie,

          następnie  był w oddziale „Groma”, ps. „Szary”

 

Poniżej fragmenty wspomnień spisanych przez Aleksandra Sperskiego dla synów  w marcu 1987 roku w Olsztynie.

Rozpoczęło się rozbrajanie. Z bólem serca składaliœmy broń,  zdobycie  której  kosztowało  niejedno  życie  ludzkie.

Teraz    najcenniejszš   dla  partyzanta  rzecz  rzucaliœmy

na stos, jakby  to był tylko złom. Następnie popędzono nas pod konwojem                  do Miednik i tam rozlokowano w różnych pomieszczeniach. Czekaliœmy na dalsze decyzje władz sowieckich. Pewnego dnia do Miednik przybył również przedstawiciel  polskiej  armii gen. Berlinga  celem   dokonania werbunku. Ochotników było niewielu. Brzmienie ich nazwisk było wiele mówišce: Sprzedawczyk, Judasz, Mydłek, Zdrajca itd. Werbunek skończył się fiaskiem. Po kilku dniach bezczynnoœci popędzono nas na stację kolejowš i załadowano do towarowych wagonów. Pocišg ruszył w nieznane, orientowaliœmy się, że na wschód. Wreszcie dotarliœmy do Kaługi. Ku naszemu zaskoczeniu witała nas wojskowa orkiestra.

W koszarach podzielono nas na bataliony, kompanie, plutony i drużyny.
Pierwszym naszym zajęciem było przynoszenie cegieł ze zburzonych domów                w centrum  miasta do koszar (około 5 km.). Po tej akcji, którš można nazwać kryptonimem „Cegła”, rozpoczęły się intensywne szkolenia bojowe i musztra. Ćwiczenia były ostre, wyciskano z nas ostatnie poty. Nie zapomniano również            o wychowaniu ideologicznym. Prawie codziennie mieliœmy pogadanki z politrukami. Traktowaliœmy je jako godziny wypoczynku, czasami udawało się nawet zdrzemnšć. Kiedy oceniono, że zostaliœmy dostatecznie wyszkoleni, zażšdano złożenia sowieckiej przysięgi. Twierdziliœmy, że już raz przysięgaliœmy  i zachowamy wiernoœć tej przysiędze. Nasze dowództwo wobec takiej naszej postawy rozkazało zdać ćwiczebnš broń oraz wydane nam poprzednio nowe sorty mundurowe, każšc przywdziać stare, mocno zużyte. Równoczeœnie powierzano nam różne prace.          Mój pluton został wysłany gdzieœ pod Moskwę do kopalni węgla. Załogę tej kopalni stanowiły wyłšcznie kobiety. Ja szuflowałem urobek na wagonetki i pchałem            je torami do szybu wydobywczego. W kopalni było dużo wody, nieraz trzeba było brodzić w niej powyżej kolan. Podziwiałem zatrudnione tam kobiety. Nie mogłem       im sprostać, pracowały sprawniej  i szybciej ode mnie. Na wiosnę 1945 r. przetransportowano nas do rejonu korobowskiego, w głšb lasów. Tu musieliœmy zbudować sobie ziemianki, gdzie na pryczach z żerdzi spaliœmy, przykrywajšc się swoimi „buszłatami”. Pomieszczenie było oœwietlone kopciłkš. Po nocy powietrze było gęste od smrodu, ale najważniejsze, że było ciepło. Nasza kompania poczštkowo była wyznaczona do ładowania drewna do wagonów. Inne kompanie były zatrudnione przy œcince drzew i transporcie samochodami na składowisko przy linii kolejowej. Praca ładujšcych wagony była najcięższa, bardzo często wykonywana  w nocy. Posiłki jedliœmy nieregularnie, często zimne. Wytężona praca powodowała niszczenie naszych ubrań, wkrótce były one w strzępach. Postanowiono zorganizować pracownię krawieckš i szewskš. Padła komenda: „Krawcy i szewcy – wystšp”. Wyskoczyłem jako jeden z pierwszych szewców. Pracownia miała odrębnš ziemiankę i odrębne prawa, byliœmy uprzywilejowani, tylko kucharze byli w jeszcze większym poważaniu. Dla mnie rozpoczęło się błogie życie – siedzieliœmy w zgranym towarzystwie, było ciepło, ubrani i obuci przyzwoicie, praca nie była ciężka. Czasami robiliœmy „fuchy” i nie odczuwaliœmy wielkiego głodu. Kierownikiem naszej pracowni był Bronek Wróblewski, przyzwoity chłopiec, dobry kolega, cieszšcy się ogólnš sympatiš. W obozie mieliœmy               tzw. „biały domek”, w którym urzędował pracownik informacji. Wezwani w nocy     do „białego domku”    z zasady już nie wracali.

W obozie po pewnym czasie zorganizowano orkiestrę i chór. W tym zespole artystycznym występował znany póŸniej jako œpiewak operowy Bernard Ładysz, któremu udało się uciec i szczęœliwie dotrzeć do Polski. Ucieczek było wiele, ale nie zawsze były one skuteczne. Dużym przeżyciem było zakończenie wojny. Z tej okazji otrzymaliœmy po raz pierwszy po 100g wódki. Zorganizowano też zabawę                    z tańcami. Wstšpiła w nas nadzieja na  odmianę naszego losu, ale mijały miesišce          i nic się nie zmieniało. Tkwiliœmy w dalszym cišgu na miejscu, pracowaliœmy              w trudnych warunkach.Trapiły nas wštpliwoœci – czy już zapomniano o nas w kraju. I wtedy zredagowałem list do Zwišzku Patriotów Polskich, podpisany przez całš kompanię. Oczywiœcie odpowiedzi nie było. W ramach funkcjonujšcej poczty otrzymałem parę listów od rodziny. Wyjechali do Polski i zamieszkali                          w Smardzewie. Dostałem też list od Janusza, mimo że zapomniał umieœcić mego nazwiska. List wędrujšc  od kompanii do kompanii ostatecznie trafił do mnie.

Około 20 grudnia 1945 r. w końcu zwinęliœmy manatki. Szykiem maszerujšc około 20 km dotarliœmy do stacji kolejowej, gdzie załadowano nas do wagonów towarowych, dostosowanych do przewozu ludzi (z pryczami i piecykiem), którymi dojechaliœmy do Moskwy. Po kšpieli i umundurowaniu w angielskie sorty dojechaliœmy do Brzeœcia. Transport się zatrzymał, staliœmy całš dobę, bacznie obserwujšc, czy nie doczepili lokomotywy w kierunku wschodnim. Obawy były niepotrzebne. Ku naszemu szczęœciu dotarliœmy wreszcie do Białej Podlaski –                   a więc byliœmy nareszcie w Polsce. Po otrzymaniu zaœwiadczeń Ministerstwa Bezpieczeństwa mogliœmy jechać do swych rodzin. Ja wraz z moimi kolegami, Bronkiem Wróblewskim i Jankiem Wierzbickim, udałem się do Smardzewa.                   Ich rodziny nie uzyskały zezwolenia na wyjazd do Polski. Tak skończyła się moja wojenna Odyseja.

 

 

 

 

Grupa  stanowišca (prawdopodobnie) załogę warsztatu szewsko-krawieckiego            I batalionu. Zdjęcie podpisane przez Wierzbickiego, Dobrowolskiego, Druchowskiego, Wróblewskiego i Czaplińskiego z dedykacjš dla Aleksandra Sperskiego (pierwszy od prawej w górnym rzędzie): „pamištka z robót leœnych – Kaługa”.

 

 

Zbigniew  Roguski  – ur. 10.10.1927 r.,

       żołnierz 6 Brygady   Wileńskiej, ps. „Grzmot”


        
Po rozformowaniu naszej Brygady postanowiliœmy w oœmiu, starych partyzantów, przedrzeć się do Wilna. Długš broń zostawiliœmy w Brygadzie, mieliœmy tylko pistolety i granaty. Daleko nie uszliœmy, jak obskoczyło nas             ze 30 bolszewików, doprowadzili  nas do wioski, gdzie przez noc trzymano nas           w stodole. Rano wyprowadzono nas na drogę, uformowano kolumnę i pędzono szosš lidzkš. W pewnym momencie jeden z naszych chłopaków wyskoczył w krzaki olszyny. Zauważył to eskortujšcy nas na koniu kałmuk, podjechał i strzelił                 do chłopaka dwa razy. Kolumna szła dalej. Doprowadzono nas do szosy oszmiańskiej, gdzie załadowano nas na samochód Zis-5  i przywieziono do Miednik. Przy bramie rewizja, zabrano wszelkie przedmioty. Mnie udało się schować scyzoryk. Z Miednik można było uciec, ale nie chcieliœmy tego, kršżyły pogłoski,        że skierujš nas do armii gen. Andersa. W niedzielę nasz ksišdz kapelan udzielił wszystkim rozgrzeszenia. Była to moja  najszczersza spowiedŸ mego życia.

Dnia 28 lipca 1944 r. załadowano nas w Szumsku do wagonów towarowych, po 80 osób. Było okropnie ciasno, mogliœmy tylko usišœć, przytuleni jeden                 do drugiego. Tu przydał się mój schowany scyzoryk – wydłubaliœmy w podłodze szparę, przez którš mogliœmy się załatwiać. Pogoda była upalna, nie było czym oddychać. Na drugi dzień dostaliœmy suchary  z czarnego chleba i konserwę rybnš. Nie mieliœmy żadnych płynów. Chłopcy odchodzili od zmysłów, tracili przytomnoœć. Gdzieœ za Mińskiem, na małej stacyjce, w trzecim dniu podróży, zezwolono naszym dziewczętom (było ich, naszych łšczniczek i sanitariuszek, około 50) podawać           do wagonów wodę. W moim wagonie w czasie drogi zmarł jeden chłopak, został                on zabrany za Smoleńskiem.

W nocy z 4 na 5 sierpnia 1944 r. dotarliœmy do Kaługi, gdzie przywitano nas  orkiestrš. Po przyprowadzeniu do koszar sporzšdzono ewidencję... Młodsze roczniki (1926, 1927 i 1928) pozostawiono w koszarach z czerwonej cegły. Pozostałych odprowadzono do „białych koszar”. Zostałem przydzielony                     do 2 kompanii fizylierów (automatczykow). Dowódcš drużyny był mł. sierżant (kapral),  zaœ d-cš plutonu mł. lejtienant, d-cš pułku ppłk gwardii Jermołow,                 a  z-cš   ds. politycznych mjr Danilenko. Zaczęło się normalne szkolenie wojskowe, natomiast chłopcy z „białych koszar” chodzili do pracy. Spotykaliœmy                      ich niosšcych cegły ze zrujnowanych domów Kaługi. Wyżywienie mieliœmy bardzo skšpe i jałowe. Chleb wydawano na 10 osób   po 20 dkg na œniadanie  i kolację,          a na obiad 25 dkg. W połowie wrzeœnia zwolniono rocznik 1928 oraz nasze dziewczęta. Większoœć z nich w póŸniejszym okresie została aresztowana                          i wywieziona do różnych łagrów sowieckich. Po odjeŸdzie naszych zaczęto przygotowywać nas do sowieckiej przysięgi. Odmówiliœmy jednogłoœnie. Zabrano nam nowe umundurowanie, dano stare łachy, połatane, często z niedopranymi œladami krwi. Kolegów z „białych koszar” wywieziono do pracy w lasach,                 nie wiedzieliœmy dokładnie gdzie. Nas porozrzucano w różne „kamandirowki”. Najpierw trafiłem do pułkowego „podsobnowo chaziajstwa”. Następnie wysłano mnie do pracy przy ładunku buraków do wagonów w miejscowoœci Feliksowo.           Po zdradzie o planowanej ucieczce skierowano mnie do „białych koszar”, stšd chodziliœmy do portu rzecznego przesypywać składowany węgiel, który samozapalał się, aż wreszcie 24 grudnia, w samš wigilię,  trafiłem   do I roboczego batalionu              w miejscowoœci Malejcha na 27 km. Tu trafiłem do prac przy wyrębie. Norma          na dwie osoby 8 m3, a ja z moim „naparnikiem” wykonałem tylko 2 m3. Trzymano nas do bardzo póŸna  w lesie, nie pozwalajšc rozpalić ogniska. Co chwila przychodził sierżant, beształ nas i przeklinał. Ja jednak normy nie mogłem wykonać, dostałem  karę:  całš noc czyœcić podłogę siekierš. Była to syzyfowa praca, a rano – do pracy na „wycinkę”.

 W kwietniu 1945 r. nasza kompania została przeniesiona   do II batalionu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Piotr Hotówko – ur. w 1905 r.,  zmarł w 1951 r.,

żołnierz konspiracji w  Smorgoniach, ps. „Dal”;

internowany 18 lipca 1944 r.

 

Żołnierze I batalionu roboczego.  P.Hotówko (siedzi trzeci od lewej)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zaœwiadczenie z 27.12.1945 r. o pracy w lesie w okresie od 20.10. 1944 do 27.12.1945 r.

wydane przez Odcinek Leœny „MOSGORTOP”